poniedziałek, 6 czerwca 2016

Lacuna Coil - Delirium (2016)

Fanką Lacuna Coil jestem od dawna, zachwyciła mnie już pierwsza EP-ka zespołu zatytułowana po prostu Lacuna Coil EP wydana w 1998 r. i zawierająca przepiękny utwór Falling. Przemówił do mnie gotycki klimat nagrań i charakterystyczny głos Cristiny Scabbi. Comalies (2002) i Karmacode (2006) były już bardziej przebojowe i ostrzejsze oraz zapewniły zespołowi rozpoznawalność na całym świecie. Do tej pory uznawane są za najlepsze płyty tego zespołu. Na kolejnych wydawnictwach: Shallow Life (2009), Broken Crown Halo (2014) i Dark Adrenaline (2012), zespół za każdym razem robił krok do przodu, nie rezygnując z gotyckich, mrocznych inspiracji (choć czasem dodając popowe elementy).

Cristina Scabbia wielokrotnie mówiła, że podczas gdy inne zespoły grają lżej, by zadowolić stacje radiowe i sprostać modzie na lżejsze brzmienia w muzyce rockowej, Lacuna Coil starała się grać ciężej. Jeśli chodzi o ostatnie trzy płyty (przed Delirium) czasem im się to udawało, czasem nie, ale ogólnie poszli bardziej przebojowego, "zamerykanizowanego" grania i alternatywnego metalu (cokolwiek to określenie znaczy). Te płyty trochę ostudziły mój zapał do muzyki zespołu, ale i tak czekałam na Delirium, by sprawdzić, co Włosi przygotowali tym razem.

Już od pierwszego utworu (The House of Shame) wiedziałam, że nie będzie to po prostu przesłuchanie płyty z ciekawości, ale że zrobię to z przyjemnością. Po kilku sekundach utwór po prostu wybucha agresywnymi gitarowymi riffami, a Andrea Ferro śpiewający dużo bardziej agresywnie może was zdziwić, ale zapewne w dobrym tego słowa znaczeniu (specjalnie na potrzeby tej płyty uczył się growlować). Jego nowo odkryte możliwości wokalne na pewno nadają albumowi cięższego charakteru. Po chwili przychodzi kolej na Cristinę, która jak zawsze tworzy swoim głosem niepowtarzalny klimat. Jej momenty w utworze są melodyjne, czasem słodkie i bardzo zapamiętywalne. Kolejny utwór, Broken Things zaczyna się tak samo agresywnie. W tym utworze oraz w Delirium słychać inspiracje muzyką orientalną. Delirium jest kolejnym bardzo chwytliwym utworem, a to dopiero trzecia pozycja na płycie.  

Blood Tears, Dust rozpoczyna się od elektronicznych dźwięków, które zaraz łączą się z gitarami, growlem i wokalem Cristiny. Downfall można by zaliczyć do ballad. Od razu przywodzi mi na myśl wczesne dokonania zespołu. Gitarową solówkę zagrał tu gościnnie Miles Kennedy (Alter Bridge/Slash). Utwór jest delikatniejszy, wolniejszy, ale wciąż dość mroczny i ciężki. Take Me Home zaczyna się jakby od dziecięcego śpiewu (ale tak naprawdę to śpiewają Cristina i Andrea). Znów mamy świetny i wpadający w ucho refren. Ghost in the Mist także ma refren, który szczególnie przypadł mi do gustu. My Demons ma cechy gotyckiej ballady, podobnej do tych z pierwszych albumów zespołu. Ostatnie dwa utwory: Claustrophobia i Ultima Ratio także nie odstają za bardzo od reszty.

Po kilku przesłuchaniach muszę przyznać, że Delirium podoba mi się dużo bardziej niż trzy poprzednie płyty, bo ma w sobie coś z czasów wcześniejszych dokonań zespołu, łączenie z Karmacode, czyli coś, co sprawiło, że styl zespołu stał się rozpoznawalny i lubiany.

Mimo, że w ciągu ostatnich dwóch lat zespół opuściło aż trzech długoletnich członków, Lacuna Coil wracają nie tylko w dobrej formie, ale silniejsi. Delirium zawiera nowoczesne pomysły, ale zadowoli też starszych fanów, szczególnie tych lubiących cięższe oblicze Lacuna Coil. W tym wszystkich nie można odmówić zespołowi talentu do pisania chwytliwych i uzależniających utworów. Gorąco polecam!

3 komentarze:

  1. Ta płyta bardzo mnie zaskoczyła. Pozytywnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamierzam posłuchać po wakacjach :)

    Zapraszam na nowy wpis na http://namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy wpis na http://namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń