piątek, 9 grudnia 2011

Podsumowania 2011 cz. 4 - Długo wyczekiwany powrót Evanescence

Miałam się postarać częściej pisać, ale nie wychodzi, chociaż bardzo się staram. Mam głowę pełną pomysłów na posty, ale brak czasu na przyjemność jaką jest pisanie jest przerażający. Chyba zostają tylko weekendy... Wpadłam na pomysł, żeby pisać w autobusie i tramwaju, kiedy jadę do pracy i kiedy wracam - chyba to zrealizuję, bo nie chcę, żeby te 4 osoby, które śledzą mojego bloga zniechęciły się brakiem postów  ;) A zatem ciąg dalszy podsumowania roku 2011! Kolejna nie-recenzja:)

4) Evanescence - Evanescence - płyta z 11. października. Trochę się obawiam pisać o Evanescence, bo znam kogoś, kto dużo lepiej orientuje się w ich muzyce i ma na ich temat więcej do powiedzenia :D Może zacznę od tego, że jest to jeden z moich ulubionych zespołów i podziwiam Amy jako artystkę i jest dla mnie wokalistką nr 1. Poznałam ich jak wielu ludzi - poprzez Bring Me To Life i zakochałam się. Nie potrafię wymienić ulubionej piosenki z Fallen ani The Open Door. Amy pisze piękne ballady, a gdy je śpiewa i akompaniuje sobie na fortepianie, nie można nie zwrócić uwagi na jej głos i emocje, jakie tworzy (mówię tu o Hello, Breathe No More czy Missing). W cięższych piosenkach wypada tak samo dobrze. Na pewno jest to jeden najlepszych zespołów rockowych z damskim wokalem. Można wiele mówić, ale na pewno nie można odmówić Amy talentu. Proponuję posłuchać Going Under w wersji akustycznej i zachwycać się głosem Amy (udało mi się wstawić filmik! Yay!) :D Jak ktoś napisał kiedyś w komentarzach do tego (chyba) występu: "She has a diamond in her throat".


Bardzo lubię też starsze piosenki, te z Origin lub jeszcze starsze: Exodus, Solitude, So close, Understanding... Głos Amy był wtedy trochę inny, czytałam gdzieś chyba, że na początku nie była pewna swojego głosu, bała się używać go w pełni. Poza tym to pewnie też kwestia wytrenowania głosu przez ciągłe śpiewanie, ale nie znam się na tym. No i jeszcze teksty: też są piękne. No, ale wróćmy do tego, o czym miał być post: o najnowszej płycie Evanescence...

The Open Door zostało wydane w 2006, a Evanescence w 2011. To długa przerwa była bardzo niepokojąca dla wszystkich fanów - zespół NIE MÓGŁ się rozpaść. Na szczęście tak się nie stało - Amy   potrzebowała przerwy, by skupić się na życiu prywatnym, gdyż swoją przygodę z Evanescence rozpoczęła w bardzo młodym wieku. Zespół pojawił się w trochę zmienionym składzie w stosunku do The Open Door no i trochę zmienioną koncepcją na piosenki. Ten album jest bardziej dynamiczny: singlowe What You Want jest energiczne, przebojowe i nie tak mroczne. Nie mogę usiedzieć w miejscu przy tej piosence. Nie żeby zachęcała do tańca. Raczej do działania:) To nowe oblicze Evanescence, które mi się podoba. Jak zwykle kawał dobrej roboty. Swimming Home i Lost in Paradise są już łagodniejsze. 

Przyzwyczaiłam się trochę do smutnych ballad i mrocznych tekstów, ale to wcielenie zespołu nie jest wcale gorsze, choć może wzbudzać mieszane uczucia. Ja tam lubię wszystko, co oni nagrywają. Chodziły pogłoski, że płyta będzie bardzo elektroniczna, co mnie nie cieszyło, ale moje obawy nie potwierdziły się. Amy jest w świetnej formie - płyta jest świeża i naprawdę bardzo dobra. Warto było czekać i tęsknić ;) Amy śpiewa też lepiej - słychać i widać to w występach na żywo - jest wypoczęta. Bardzo polecam płytkę, jeśli ktoś jeszcze nie słyszał. Oczywiście może się nie spodobać fanom ciężkiego grania, ale jak ktoś tak jak ja słucha więcej rocka niż metalu, powinien się zapoznać.

Post z dedykacją dla mojej Przyjaciółki  - ona jest większą fanką Evanescence niż ja. Dzięki! :*

2 komentarze:

  1. Wow teraz mam motywację żeby posłuchać nowej płyty ;P gdyby nie Ty to nie byłabym na bieżaco ;) Amy ma genialny głos, pamiętam jak razem oglądałyśmy filmiki jak śpiewa acoustic ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, też pamiętam jak je oglądałyśmy czy chciałaś czy nie:P

    OdpowiedzUsuń