Skoro już zaczęłam to podsumowanie, to wypadało by je też właściwie zakończyć... Tak więc przeczytaliście o kilku płytach, które mi się spodobały najbardziej, ale chciałam jeszcze na koniec wspomnieć o tych, których też szkoda mi pominąć:
1) Within Temptation - The Unforgiving (25.03). Jak dla mnie nie takie fajne jak poprzednie wydawnictwa Holendrów. Powiedziałabym, że bardziej rockowe niż metalowe. Tylko singiel "Fire and Ice" przypomina mi takie WT, jakie lubię (w teledysku brakuje mi tylko Sharon w jednej z jej sukni!!!). No ja rozumiem, że trzeba iść do przodu, ale czy już nie można na nikogo liczyć? Większość ostatnio wydanych płyt zespołów, które lubię niestety mniej mi się podoba, niż poprzednie. Występują, jak się to ładnie nazywa "eksperymenty z elektroniką", ogólnie najczęściej piosenki są łagodniejsze. Kurcze, jak chcę usłyszeć od WT coś w stylu "The Howling", "Stand My Ground" i zobaczyć Sharon w sukni, a nie w spodniach. Wiem, jestem niesprawiedliwa. Uwielbiam ich, ale stracili to co mi się w nich podobało (oprócz wokalu Sharon). Może teraz czas na powrót do korzeni? :P
2) Leaves Eyes - Meredead (20.04). Coś co mi się podoba. Właśnie tego oczekiwałam. Zespół z gatunku gothic/symphonic/folk metal mający wszystko, co lubię i wydający nowy album bez zmiany stylu, a jednocześnie nie będący "odgrzewanym kotletem". Idealnie.
3) Midnattsol - The Metamorphosis Melody. Dokładnie tak jak wyżej:) Może dlatego, że wokalistki obu zespołów są siostrami ;) Z anielskimi głosami. (Jedna z ładniejszych piosenek z tej płyty to Spellbound.)
To koniec podsumowania (z miesięcznym poślizgiem). Było jeszcze kilka płyt, które słyszałam, ale nie chcę się rozdrabniać - te, które wymieniłam są dla mnie najważniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz