Po rozstaniu z Tarją Turunen (pomijam już przyczyny i okoliczności) chłopcy z Nightwish stanęli przed trudną decyzją wyboru jej następczyni. Wyjścia były dwa: albo zaangażować wokalistkę śpiewającą podobnie jak Tarja - z klasycznie kształconym głosem lub przeciwnie - "zwyczajną" wokalistkę, kogoś zupełnie innego niż Tarja. W obu przypadkach nowa wokalistka byłaby porównywana do uwielbianej Tarji, której głos i image były częścią zespołu i jednym z jego znaków charakterystycznych. Mówiąc "Nightwish" od razu myslało się o Tarji. Czy można było więc wyobrazić sobie zespół bez niej? Odpowiedź brzmi: "tak", bowiem Nightwish to przede wszystkim Tuomas Holopainen - założyciel, autor tekstów i muzyki oraz klawiszowiec zespołu. To jego muzyka i teksty zadecydowały o niepowtarzalności i sukcesie Nightwish.
W 2007 roku ogłoszono, że nowa wokalistką będzie Anette Olzon, śpiewająca wcześniej w bardziej rockowym niż metalowym zespole Alyson Avenue. Anette zaśpiewała na nowym albumie Nightwish, który był już przygotowany: Dark Passion Play. Dla fanów Nightwish (a może raczej Tarji w Nightwish) Anette była dużą niespodzianką. Zupełnie inna niż Tarja, inaczej śpiewała i wyglądała, dla wielu osób była to "profanacja". Nagle część fanów podzieliła się na dwie grupy: "Kocham-Tarję-I-Nie-Cierpię-Anette" oraz "Wolę-Anette-Niż-Tarję", które to grupy kłóciły się na forach o to, która z nich jest "lepsza". Ja osobiście nie mam niż przeciwko Anette i nigdy nie miałam. Tarja była częścią Nightwish, ale trzeba było iść do przodu...
30 listopada tego roku pojawił się nowy album Nightwish i drugi z Anette - Imaginaerum. Jest to koncept album opowiadający historię kompozytora na jego łożu śmierci, który przypomina sobie swoją młodość. Płyta zawiera 13 piosenek, w tym dwie instrumentalne, została wydana w 9 różnych edycjach: zwyczajne CD, album dwupłytowy - jedna płyta z wersjami instrumentalnymi wszystkich piosenek, 5 różnych wersji winylowych, digipack z bonusami zapakowany w duże pudełko oraz tzw. Roadrunner Edition: wersja wydana przez Roadrunner Records z bonusami, koszulką, autografami członków zespołu i "wejściówką" do konkursu, w którym można wygrać bilet na koncert zespołu w Los Angeles. Tak więc: do wyboru do koloru!
Ale teraz o samej płycie. Najważniejsze jest to, że słuchając jej - szczególnie wersji instrumentalnej albumu (chociaż wokal Anette jest niczego sobie) - ma się nieodparte wrażenie, że jest to muzyka filmowa. Ogólnie nie siedzę za bardzo w muzyce filmowej - znam tylko dwa nazwiska: Danny Elfman i Hans Zimmer, ale że jestem fanką Tima Burtona, który często z Elfmanem współpracuje, więc automatycznie kojarzę jego muzykę. Słuchając tej płyty zawsze mam przed oczami filmy Tima Burtona - Alicję w Krainie Czarów, Edwarda Nożycorękiego czy Charlie i Fabryka Czekolady... Burton jest oryginalny, nawet tak mało zorientowana w świecie reżyserów osoba jak ja potrafi rozpoznać jego styl, cechy charakterystyczne jego filmów, np. mroczne poczucie humoru. Burton tworzy "mroczne baśnie". Osobiście jestem zafascynowana jego stylem. Razem z Johnnym Deppem, Heleną Bonham Carter i Dannym Elfmanem tworzy on niepowtarzalną grupę, która mi nigdy się nie znudzi - z niecierpliwością czekam na burtonowskiego Pinokia.
Ale wróćmy do płyty: Holopainen wymienia trzy inspiracje albumu: Tim Burton, Neil Gaiman i Salvador Dali, a jeśli chodzi o stronę muzyczną: Danny Elfman, Hans Zimmer, Ennio Moricone, Van Halen i Pantera. Najbardziej z muzyką filmową kojarzą mi się utwory Scaretale oraz Arabesque. Inne skojarzenie, które przychodzi mi na myśl przy słuchaniu to przedstawienia cyrkowe (pewnie z powodu okładki płyty). Album nieprzeciętny, jak dla mnie i bardzo interesujący (zebrał bardzo dobre recenzje). Słucha się z przyjemnością.
Co ciekawe zespół postanowił zrealizować film pod tym tym samym tytułem co płyta, opowiadający historię z płyty. Członkowie zespołu także zagrają role w tym filmie, który powinien się ukazać w tym roku. Mam nadzieję, że nadarzy się okazja, by go obejrzeć...
Na koniec pierwszy singiel z płyty Imaginaerum: Storytime.
Wpis muzyczno filmowy - już po tytule wiedziałam że mi się spodoba, jak zwykle przeczytałam jednym tchem ;) Storytime jest świetna.. Muszę całą płytę przesłuchać, no i inspiracje Burtonem, Elfmanem i Dali.. to brzmi ciekawie ;) poza tym nie wiedziałam że Burtonowski Pinokio is to come, fajnie ;P
OdpowiedzUsuńPosłuchaj, bo naprawdę warto, myślę, że będziesz miała podobne odczucia:) Pinokio będzie, ale pewnie dopiero za kilka lat:D
OdpowiedzUsuń