sobota, 12 listopada 2016

Sirenia - Dim Days of Dolor (2016)

Kiedyś napisałam, że zespoły z gatunku symfoniczny metal niezwykle często rozstają się ze swoimi wokalistkami. Lista takich zespołów jest długa, począwszy od Nightwish. Co jakiś czas dowiaduję się, że któryś ze znanych mi zespołów właśnie rozstał się ze swoją wokalistką. Chyba największym szokiem była dla mnie sprawa Leaves' Eyes i Liv Kristine, ponieważ w ostatnich latach bardziej polubiłam ten zespół.

Szczęścia do pozostania w stabilnym składzie nie ma też Sirenia, choć mogłoby się wydawać, że po (aż) czterech płytach Ailyn zostanie na dłużej. Tak się jednak nie stało i nową wokalistką zespołu została Emmanuelle Zoldan współpracująca z zespołem od wielu lat, a dokładniej od drugiej płyty - An Elixir of Existence (2004), od kiedy to śpiewała w chórkach. Nigdy nie przepadałam na słodkim głosem Ailyn, więc nie zmartwiłam się zbytnio jej odejściem, zwłaszcza że nowa-stara wokalistka Sirenii dużo bardziej mi pasuje. Co tu dużo mówić: jej wokal wydaje mi się o niebo lepszy niż u Ailyn. Emmanuelle sprawia wrażenie wokalistki bardziej doświadczonej i wszechstronnej. Jej wokal jest jedną z rzeczy, dzięki której jest to płyta lepsza, niż poprzednie, i to już od pierwszego utworu, Goddess of the Sea (jest to mój ulubiony utwór obok Ashes to Ashes), gdzie Emmanuelle wykorzystuje klasyczne wykształcenie wokalne (ale na przykład w singlowym Dim Days of Dolor nie śpiewa już "operowo").

Nie jestem tak wielką fanką Sirenii, jak Epiki czy Nightwish i nie znam wszystkich ich płyt na wylot, ale od razu zauważyłam różnicę między tą, a poprzednimi płytami zespołu Mortena Velanda. Niektóre fragmenty płyty przywodzą na myśl 2-3 pierwsze płyty, kiedy Sirenia nie ginęła w tle innych podobnych zespołów (choć może dlatego, że wtedy było ich dużo mniej).

Trzeba przyznać, że Morten Veland jest konsekwentny w tworzeniu muzyki i stylu zespołu, choć zmiany wokalistek mnie osobiście zawsze dezorientowały (chociaż nie dotyczy to tylko Sirenii). Zawsze obecne charakterystyczne chóry i motywy klawiszowe sprawiają, że nie można tego zespołu pomylić z żadnym innym.

Dim Days of Dolor może nie jest krokiem milowym w dyskografii zespołu, ale jest to płyta umacniająca ich pozycję i jedna z ciekawszych, które się ostatnio pojawiły jeśli chodzi o metal symfoniczny. Polecam osobom ciekawym nowego oblicza Sirenii i tym, którym wokal Ailyn nie przypadł do gustu. Emmanuelle słucha się z większą przyjemnością i na pewno wrócę do tej płyty, jeśli nie ze względu na muzykę, to na pewno z powodu wokalu. Jeśli jednak szukacie przełomu w świecie symfonicznego metalu, możecie sobie tę płytę darować.

5 komentarzy:

  1. Ten typ muzyki wymaga od piosenkarki niezwykłych umiejętności :) Dzięki za ciekawą recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto słuchać takiej muzyki, jest bardzo klimatyczna i naprawdę oddaje klimat jesienno-zimowych wieczorów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muzycznie to jest takie bardzo nijakie, do pięt nie dorasta np. Nightwishowi czy Epice. Wokalnie jest ok, ale to też nie to.

    Zapraszam na nową recenzję na http://namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesłuchałam cały ten album i dalej pozostaję przy tym, że to miałki album.

      Zapraszam na nową recenzję (Agnes Obel – It’s Happening Again) na http://namuzowani.blog.onet.pl

      Usuń
  4. Zapraszam na nową recenzję na http://namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń