Źródło: Flickr.com Autor:
rockmusicreview
|
Lubię lata 80. z całą ich kiczowatością i dużą ilością dobrej muzyki, nie tylko rockowej i Billy Idol bardzo się wpasował w mój gust. Przepadam nie tylko za Rebel Yell, ale też White Wedding, Eyes Without a Face, Dancing With Myself czy cover Simple Minds Don't You Forget About Me.
Billy Idol ma punkowe korzenie i widać to w tym, jak wyglądał w swoich najlepszych latach: ufarbowane na jasny blond, sterczące, krótkie włosy (taką fryzurę ma do dziś), kolczyki w uszach, skórzane stroje z mnóstwem ćwieków i łańcuchów, bransoletki i paski też nabijane ćwiekami plus gniewne spojrzenie, dzięki któremu można go zaklasyfikować (i chyba słusznie) jako "niegrzecznego chłopca". Dodajmy do tego trochę glam rockowego stylu i trudno nie zwrócić uwagi na Idola, zarówno ze względu na muzykę jak i charakterystyczny image.
Image ten bardzo mi się podoba, ale to przede wszystkim magnetyczny głos, charyzma i przebojowe utwory pozwoliły mu zyskać światową sławę. Nie mogło się stać inaczej z repertuarem pełnym tak dobrych piosenek: zarówno energetycznych (Rebel Yell) jak i ballad (Eyes Without a Face). Idol śpiewa z taką niewymuszoną zadziornością i nonszalancją. Może to przez ten charakterystyczny "szyderczy" wyraz twarzy? Ma go nawet, gdy śpiewa balladę, jakby nie chciał dać nam zapomnieć, że tak naprawdę jest punkiem ;)
Nie znam całej dyskografii Billy'go Idola, skupiłam się na słuchaniu jego Greatest Hits i Rebell Yell i to mi w sumie wystarczyło, ale któregoś dnia całkiem niedawno zobaczyłam teledysk do Can't Break Me Down, co przypomniało mi o tym panu, szczególnie, że piosenka bardzo mi się spodobała. Z powodu niemłodej już wersji Idola występującej w klipie, domyśliłam się, że utwór pochodzi z jakieś nowej płyty i po paru kliknięciach odkryłam, że wydał taką w tamtym roku. Nie muszę chyba mówić, że natychmiast chciałam ją przesłuchać. Drugi utwór z tej płyty, zatytułowanej Kings & Queens of the Underground, Save Me Now usłyszałam w radio w pracy i spodobał mi się tak samo jak pierwszy, a może nawet bardziej.
Kings & Queens of the Underground to pierwsza płyta artysty po dość długiej, bo 10-letniej przerwie. Co można o niej powiedzieć to na pewno, że słucha się jej bardzo przyjemnie. To dość lekka rockowa/pop rockowa płyta legendarnego artysty. Pierwsze trzy utwory są bardzo przebojowe i wpadające w ucho. One Breath Away jest już wolniejsze, ale Postcards From The Past przywołuje echo Rebel Yell - znów jest więc energicznie i przebojowo. Nawet ja, osoba znająca tylko część dyskografii Billy'ego Idola, poczuła tu powiew lat 80. Mamy tu trochę elektroniki, świetne gitary, odrobinę wrzasku - dokładnie tyle, ile trzeba, by pokazać z kim mamy do czynienia. Artysta ten ma prawie 60 lat, ale energii mu nie brakuje. Jego wokal też brzmi tak samo dobrze cały czas.
Jeśli wiedziałabym o tej płycie wcześniej na pewno znalazłaby się wśród moich ulubionych płyt 2014 roku.
Miałem przesłuchać jego najnowszy album, ale jakoś mi umknął. Muszę koniecznie nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowe posty na blogach http://Fizzz-Reviews.blogspot.com oraz http://Namuzowani.blog.onet.pl
Polecam, przyjemnie się słucha.
UsuńBilly Idol to jedna z ciekawszych postaci lat 80 - tych i 90 - tych. Punkowy pazur, te kiczowate klipy i garderoba. Miało to swój urok. Ostatni album bardzo mi się podoba. Różnorodny materiał.
OdpowiedzUsuń